Strony

poniedziałek, 27 września 2010

Na brązowo

Tak jak obiecałam, w końcu coś robótkowego:)
Czekoladowy sweterek w bólach, ale powstał. Było dużo szukania odpowiedniego wzoru, było dużo prucia, było długie leżakowanie w kącie i czekanie na natchnienie. W między czasie powstała inna robótka (która obecnie też leżakuje i czeka na małą przeróbkę) oraz 1/4 sweterka na drutach.
Podczas przymiarek coś mi w nim nie pasowało (dlatego tak powoli się robił), nawet po skończeniu i założeniu dziwnie się w nim czułam. Na szczęście "ułożył się" i nosi się całkiem całkiem:)



Ostatnio pojawiły się pewne wątpliwości, czy aby na pewno spotykam grzyby inne niż muchomory;) A i owszem, spotykam i zbieram:) Gorzej z uwiecznieniem ich na zdjęciach, bo gdy już takiego osobnika zobaczę, to wręcz krzyczy, że chce znaleźć się już w koszyku;)Podczas niedzielnej wycieczki do lasu uchwyciłam kilka niemuchomorowatych grzybków:



Wszystkie wylądowały w koszyku;)

Jeszcze takiego ktosia spotkałam. Mam nadzieję, że to nie był jakiś książę zamieniony w żabę, bo pozwoliłam mu odejść;)

A ze dziś wszystko w odcieniach brązu, aby ożywić nieco ten wpis, troszeczkę czerwieni:)

Udanego tygodnia:)

poniedziałek, 20 września 2010

Hej ho, hej ho, na grzyby by się szło:)

A co!!!:)
Przecież nic nie relaksuje tak, jak spacer po lesie i szukanie grzybków.
Po piątkowych przygodach mieszkaniowo-powodziowych (u sąsiada na górze była awaria i po powrocie z pracy zastałam moje mieszkanie pływające:/), trzeba było jakoś odreagować stres. Zabrałam aparat i koszyk i pobiegłam do lasu. Oto co złowiłam:






Oczywiście te grzybki nie wylądowały w koszyku;) Borowikom i podgrzybkom zdjęć zrobić nie zdołałam, bo jak tylko je zobaczyłam, czym prędzej zrywałam, a w między czasie już wypatrywałam następnego. Tylko przy niejadalnych, bądź trujących (w każdym bądź razie tych których nie zbieram) był czas na zrobienie zdjęć:)

No to chyba tyle. Wiem, że ostatnio robótkowo u mnie miernie. Jakoś nie idzie mi dzierganie. Ale obiecuję, że w następnym wpisie już coś pokaże:)

Pozdrawiam jesiennie:)

środa, 15 września 2010

O "drutowaniu"

W moim domu na drutach robiło się bardzo dużo. Od kiedy pamiętam Mama non stop coś dziergała, głównie sweterki dla nas:) Oj mieliśmy niezłą kolekcję. I ja, jako taka mała, bardzo mała dziewczynka też chciałam robić na drutach, jak Mama:D Początkowo, gdy jednak byłam jeszcze za mała, to Rodzicielka nabierała kilkanaście oczek, przerabiała pare razy i później ja wkraczałam do akcji i ROBIŁAM NA DRUTACH;) Moja robota wyglądała tak, że przewlekałam oczka z druta na drut, oczywiście bez przerabiania. Robota ma kończyła się, gdy już wszystkie oczka pogubiłam;) A i jeszcze nie mogłam pojąć, DLACZEGO zamiast przybywać, moje dzieło się zmniejsza????;) To takie moje pierwsze wspomnienia związane z drutami.
Niedługo później nauczyłam się już dziergać, tak że robótka się nie kurczyła;) a nawet jej przybywało;) W ostatnich latach dziergałam tak od czasu do czasu, dopiero rok temu na dobre zaprzyjaźniłam się z robótkami. I polubiłam szydełko.
A wy od kiedy dziergacie?

Oj jakoś tak mnie wzięło na wspominki. No wiecie, jesień i te sprawy;)
O drutach sobie przypomniałam ostatnio. Żeby to za szybko się nie zniechęcić (bo rok temu też próbowałam zrobić sweterek, ale chyba za trudny wzór wybrałam i po n-tej próbie skapitulowałam) i przypomnieć sobie “jak to szło” wybrałam wzór najprostszy z możliwych - czyli żadnego:) Ot zwykł prawe lewe:D Póki co jestem zachwycona, bo można dziergać tylko od czasu do czasu zerkając na robótkę i w między czasie oglądać tv. A i stworzonko rośnie jak na drożdżach:)

Oj dobra, już nie przynudzam, bo się sentymentalnie zrobiło:)


Chętnie poczytam o waszych początkach z robótkami:)

środa, 1 września 2010

Jesiennie...

Przyplątał się do mnie jakiś kryzys i nic mi nie wychodzi. Czy to przez tą jesień? Nieuchronnie się zbliża. W kubku częściej znajduję kawę z rozgrzewającym cynamonem niż mrożoną z kostkami lodu, a w szafce pojawiło się kilka nowych herbatek, które w sezonie jesienno-zimowym wypijam w ilościach hurtowych.
Pada dopiero drugi dzień, a ja mam już dość tego zimna i mokra. Dziwne, przecież jesień to moja ulubiona pora roku. Głównie przez liczne święta, a w tym roku szczególnie będę miała co świętować. Z tej okazji już wkrótce mała niespodzianka dla zaglądających;)
A póki co, tak jak już mówiłam, nic mi nie wychodzi. Szczególnie jeżeli chodzi o robótki. Zapragnęłam mieć lwa, takiego Simbę, nie podwórkowego, ale szydełkowego. Wyszło takie cuś co nijak mi lwa nie przypomina.

Sweterek też się robi, chociaż bardzo powoli. Nie to, żeby wzór był trudny, chociaż nieźle się nagimnastykowałam podczas gubienia oczek przy dekolcie, bo wiecznie mi wzór uciekał. Mam wewnętrzne fuj i nijak nie mogę przysiąść i porobić tak, żeby jakieś efekty było widać. W sumie już mam tył i połowę przodu. Źle nie jest, ale mogło być lepiej;)

Na pewno do działania nie mobilizuje widok za oknem, tak szaro, buro, zimno, melancholijnie. Ja chcę takie niebo:

Albo przynajmniej takie: