- O, uszyłaś sobie nową sukienkę - stwierdziła dziś w pracy koleżanka.
- Tak - odpowiedziałam.
- Poznaję po kroju - dumie stwierdziła Wiola.
No tak - łatwo rozpoznać szyte przeze mnie sukienki, bo wszystkie są robione wg jednego schematu - czyli proste odcinane w pasie gumką. Ale póki co to jedyny fason, który potrafię uszyć - a i w takim czuję się najlepiej.
I tak oto dziś w pracy paradowałam w wiskozowej retro sukience w groszki, w komplecie z torebką, którą zrobiłam rok temu z bawełnianego sznurka od Kolorowych Motków. Właśnie odkryłam, że jeszcze jej Wam nie pokazywałam - to zrobię to w następnym poście:)
(Mak ze mną w pracy nie był, jest jedynie rekwizytem rozweselającym zdjęcie;))
Roślinna sukienka była tą pierwszą, próbną. Od niej się zaczęło. To ją uszyłam jako pierwszą - a że okazało się, że dobrze się w niej czuję, zaczęłam szyć kolejne.
Dwie powyższe sukienki są nieco za krótkie - ale powstały z tkanin, które kupiłam z myślą o bluzkach i po prostu miałam za mało materiału. Teraz zamawiam już dłuższe kawałki, tak że trzecia sukienka ma już długość dla mnie komfortową:) Oto sukienka "w pejcze" - jak to ją określiła koleżanka :-)