Dosłownie porażka za porażką...
Ale od początku. Jeszcze w okresie okołoświątecznym, kiedy to leniuchowałam sobie w najlepsze, wpadłam na pomysł wydziergania pachworkowego swetra. Cele były dwa - oryginalny sweter oraz pozbycie się zalegających resztek. Wyciągnęłam wszystkie resztki, dopasowałam kłębki kolorystycznie i - jak mi się wydawało - grubościowo. Nawet zrobiłam plan na kartce!
I przystąpiłam do dziergania. Jejku, jaką frajdę miałam z dopasowywania kolorów! I te tekstury tak ładnie się komponowały... co prawda zauważyłam, że grubościowo jest różnie, ale przecież "tego nie będzie widać". I tak zrobiłam przód, zrobiłam tył - jednokolorowy jerserem, żeby nie było za pstrokato.
Zszyłam.
Zaczęłam wrabiać rękawy.
I zonk.
Dzianina kompletnie nie chciała się układać.. tzn układała się, ale tu było sztywno, tam odstawało... Koszmar...
Po kilku próbach ratowania sytuacji, skapitulowałam a robótka wylądowała w szufladzie.
No to przyszedł czas na nową robótkę. Na spotkaniu dziewiarek koleżanka zainspirowała mnie do zrobienia enterlaca. Z myślą o enterlakowym swetrze zakupiłam 100% merino w Knit Solution i z radością zaczęłam machać drutami. Początki były trudne, bo musialam wykonać kilka próbek zanim trafiłam z szerokością.
Plan był taki - przód enterlacowy, tył i rękawy gładkie.
Szło pięknie, a robienie kwadracików okazało się mega wciągające.
I tak zrobiłam przód. Później gładki tył.
Zszyłam.
I zaczęły się schody.
Po pierwsze - dekolt V nad którym trochę się nakombinowałam, nie prezentował się dobrze. Widziałam to już podczas robienia, ale liczyłam, że da się go wyrównać plisą.
Nie dało się.
Zmieniłam dekolt na okrągły - wyglądał lepiej.
Zaczełam wrabiać rękawy i kolejna porażka.
Okazało się, że dzianina w entrlacu pracuje inaczej niż w ściegu gładkim i przy wrabianiu rękawów część enterlacowa bardzo niechlujnie odstawała. Prułam chyba z milion razy, bo kombinowałam na wszystkie sposoby... i nie uzyskałam pożądanego efektu...
Wczoraj podjęłam decyzję, że odpuszczam.
To sweter zakładany przez głowę, z wełny, więc i tak już tej zimy go nie założę (u mnie pulowery sprawdzają się tylko zimą, gdy jest troszkę cieplej to tylko kardigany wchodzą w grę), a jesienią pomyślę co zrobić z tej włóczki.
Tak, że ostatnio mam wrażenie, że dziewiarsko stoję w miejscu..
Ale jest mały promyczek... a nawet dwa:) przyszły dziś do paczkomatu (Asiu dziękuję!)
Pierwszy to beżowy (chociaż dla mnie to raczej jasny brąz) Fabel Dropsa.
Kolorki bardzo trafione, będą wiosenno-letnie kardigany do sukienek...
Przynajmniej taki jest plan...
Oby tylko nie okazało się, że będzie kolejne prucie... ;)