Dzwoni budzik. Otwieram jedno oko. Ciemno. Otwieram drugie oko. Ciemno. Rozsuwam zasłony. Niepotrzebnie. I tak jest ciemno.
Żeby nie popaść w depresję z braku światła, sprawiłam sobie dodatek umilający długie jesienno-zimowe wieczory.
Ogólnie rzecz biorąc, jestem na etapie urządzania pokoju.
A raczej wprowadzania zmian w istniejącym wnętrzu. Większych modyfikacji (czyli malowania i przestawienia mebli) wprowadzić nie mogę, więc koncentruję się głównie na dodatkach. Co i tak przynosi zaskakujące efekty:)
I tak np. weekend spędziłam na... robieniu lampki.
Mianowicie, ze strychu ściągnęłam stary abażur. Oczyściłam go, konstrukcję pomalowałam no i co dalej? A dalej - jak przystało na dziewiarkę - wzięłam włóczkę i wyowijałam nią abażur.
Na kablach się nie znam, więc podstawkę i włącznik to męska robota (podziękowania dla Taty i Brata:) I tak zupełnie niespodziewania wyszła całkiem ciekawa lampa (niespodziewanie, gdyż koncepcja była nieco inna). Daje przyjemne, ciepłe, przytłumione światło. W pokoju od razu zrobiło się przytulnie
.
(na zdjęciu wiszą jeszcze okropne zasłony:(( )
Dziś bardzo okazyjnie nabyłam dywan:)
A to jeszcze nie koniec:)
Dobrego piątku:)