uwielbiam bloga Julii <klik>
i chociaż dzieli nas cała przepaść: inne życie, inna codzienność, inne troski...
to kiedy Ona dodaje posta, czuję się jakbym dostała kopniaka i zaczynam dostrzegać to o czym tak często zapominam
i tak było kilka dni temu...
jakoś tak wszystko szło nie tak
komplikacje w urzędzie - bo miało pójść raz dwa a tu trzeba będzie trochę się pomęczyć
rękawy w sweterku, które robię już drugi tydzień, a przecież to tylko rękawy i powinny być już dawno zrobione
i wydziwiający klient, który w kółko nanosi poprawki,
a na koniec wiadomość, że ze z wyczekanego spotkania nici, bo praca zatrzymała...
wtedy pojawia się post Julki <klik>,
że przecież mogłoby być tak, że "Pani w białym fartuchu mówi, że operacja przesunięta na 17-tą.."
bo przecież urzędowa sprawa nie jest nie do przeskoczenia - tylko trzeba będzie troszkę dłużej poczekać
i rękawy kiedyś też zrobię - w końcu już na podkroju pach jestem
klient wydziwia - nie on pierwszy - a nanosząc kolejną poprawkę przynajmniej lepiej opanuję program do wizualizacji
no i spotkanie nie odwołane tylko przesunięte... a dobrze, że przynajmniej praca jest, bo wiadomo jak to teraz bywa,
a i tak najważniejsze - że jest Ktoś kto czeka i na kogo czekam.
a i tak najważniejsze - że jest Ktoś kto czeka i na kogo czekam.
i że nie jest to Pani w białym fartuchu...